Samotna przyszłość lotnictwa?
Rynek odbił się po pandemii, Ryanair raportuje rekordowe, nadspodziewane zyski, samoloty większości przewoźników latają z obłożeniem 80-90% nawet w niskim sezonie. Pracownicy naszej branży często narzekają na przepracowanie i przemęczenie. Zarówno w lowcostach jak i u przewoźników flagowych. Jednym słowem – jesteśmy potrzebni.
Ale czy na długo? EASA na wniosek państw członkowskich podniosła kwestię wprowadzenia operacji w załogach jednoosobowych, w celu obniżenia kosztów utrzymania personelu, a także uniknięcia konsekwencji braku dostatecznej liczby pilotów na rynku. Jesienią Airbus testował na swoim A350-1000 zastosowanie systemu podejmowania decyzji, w sytuacjach takich jak lot na lotnisko zapasowe czy lądowanie w automacie. System ten ma asystować załodze (teoretycznie) dwuosobowej, oczywiście w celu podniesienia poziomu bezpieczeństwa operacji. Gdzie logicznym wydaje się, iż jeśli okaże się on skuteczny, będzie prostym środkiem do pozbycia się drugiego członka załogi latającej z kokpitu. Do tego mamy już autoland na wielu samolotach i zaawansowane systemy monitorowania lotu.
Do 2025 miałoby być stworzone studium wykonalności operacji jednoosobowych a w roku 2030 miałyby one być faktycznie wdrożone. Horyzont czasowy 7 lat? Piloci patrzą z niedowierzaniem i pytają… a co w przypadku niedyspozycji pilota? Potrzebami fizjologicznymi? Czy wreszcie komfortem psychicznym pasażerów i pozostałej załogi? Jako piloci wiemy doskonale, że druga para oczu w kokpicie podnosi bezpieczeństwo działań o 200%, cross-check jest niezbędny, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi. Czy komputer może to zastąpić? No i kwestia chronicznego przemęczenia. Jak to mówi żartobliwie mój dobry kolega latający w jednej z tanich linii: “Czy gdy widzicie kokpit też chce się Wam spać?”