Brzmi jak dokładnie coś czego szukasz? Szybko i bezboleśnie zdać angielski ICAO? Koniecznie przeczytaj ten tekst!
Jest środek tygodnia, tuż po 19:00 kiedy dzwoni mój służbowy, szkolny telefon.
– Słucham?
– Dzień dobry, proszę mi powiedzieć czy u Was można tak, wie Pan, szybko i tak wie Pan… w sensie egzamin zdać, ale tak żeby wszyscy byli zadowoleni? – odpowiada gentleman w wieku około 40 lat, sądząc po głosie.
– Proszę Pana, oczywiście, że będzie Pan zadowolony. Właśnie w ten weekend rozpoczyna się kolejna edycja naszego już bardzo znanego szkolenia. Jest to intensywny kurs … i tak dalej. – odpowiadam.
– Ale wie Pan, bo Pan mnie chyba nie zrozumiał, mi się kończy wpis z angielskiego w piątek, a w sobotę mam już zaplanowany rejs… – odpowiada pilot.
– Proszę mi powiedzieć, Pan jest pilotem turystycznym czy zawodowym?
– Jestem pilotem ATPL pracuję w (edycja- dużej znanej polskiej linii lotniczej) – głos w słuchawce.
– Aha, a proszę mi powiedzieć do tej pory posiada Pan poziom 4? 5?
– Mam 4, ale wie Pan jak to z tym angielskim, dlatego zależy mi żeby tak… sprawnie i szybko.
– Rozumiem, no najlepszą propozycją dla Pana byłby nasz kurs, o którym Panu wspominałem – odpowiadam.
– Nie, nie mam czasu na kursy. Potrzebuję wpis a wiem, że są miejsca gdzie da się tak, wie Pan… ja zapłacę! – informuje mnie Pan pilot.
– Odpowiadam spokojnie Panu Kapitanowi, że my jesteśmy Ośrodkiem Szkolenia, który uczy personel lotniczy i operacyjny języka angielskiego, a na egzaminy kierujemy każdego indywidualnie do Urzędu Lotnictwa Cywilnego na Egzamin KSEJ.
– A nie, to nie, dziękuję. Dididiididid (dźwięk rozłączonego połączenia w słuchawce)
Kilka dni później….
– Dzień dobry, ja jestem uczniem pilotem do licencji PPL ale chcę być pilotem zawodowym, słyszałem że macie takie kursy…
– Tak, zgadza się.
– A ile trwa i ile kosztuje?
– 4 weekendy i kosztuje niecałe 2 tys zł.
– O nie to za dużo dla mnie – odpowiada młody adept sztuki.
– Wie Pan to zaledwie 4 godziny lotu małą Cessną? – próbuję delikatnie przemówić do rozsądku dzwoniącemu.
– Nie, to ja dziękuje, do widzenia.
Według potwierdzonych danych organizacji ICAO ponad 800 osób zginęło w trzech osobnych wypadkach lotniczych, których bezpośrednią lub pośrednią przyczyną była nieskuteczna bądź całkowicie niepoprawna komunikacja załogi ze służbami naziemnymi.
Wśród tych najczęstszych grzechów ICAO wymienia błędy w standardowej frazeologii lotniczej, brak płynności w języku ogólnym oraz, co może Was zaskoczyć, używanie więcej niż jednego języka na danej częstotliwości. Ja od siebie dodam jeszcze jeden bardzo niebezpieczny aspekt czyli mieszanie języków w komunikacji radiowej, to co znamy rutynowo to po angielsku, a kiedy sytuacja staję się lekko niestandardowa, to jakże często słyszymy nasz ojczysty język przeplatany standardami po angielsku.
Te 800 osób to tylko, moim zdaniem, odsetek prawdziwej liczby. Niestety śledczym jest bardzo ciężko przypisać jakiś ciąg słów, bądź nieporozumienie, do faktycznego braku biegłości językowej pilota bądź kontrolera, a tym samym uznać to za jeden z czynników wpływających na całe zdarzenie.
Incydentów, których podłoża należy się dopatrywać w braku biegłości językowej jest ogromnie dużo. Są to poważniejsze lub te mniej poważne zdarzenia takie jak niebezpieczne zbliżenia statków powietrznych, nieautoryzowane zajęcie pasa startowego, pomylenie dróg kołowania czy też zwyczajne błędne zanotowanie częstotliwości, co skutkuje tym że cały FIR Warszawa szuka na częstotliwości 121,5 Mhz naszego przykładowego SP-ABC.
Z naszego ogródka lotniczego jednym z lepszych, a za razem jednym z bardziej przerażających przykładów jest lot LO282 PLL LOT z czerwca 2007, roku gdzie z powodu błędu załogi w poprawnym zainicjalizowaniu systemu inercyjnego IRS i FMS, Boeing 737 po starcie z londyńskiego lotniska całkowicie utracił orientacje co do swojej pozycji i przez ponad pół godziny latał tu i tam po jednej z najbardziej zatłoczonych przestrzeni powietrznych na świecie.
W raporcie końcowym brytyjskiego odpowiednika polskiego PKBWL (komisja badania wypadków lotniczych) czytamy, że „dowódca, który prowadził korespondencje radiową miał problemy ze zrozumieniem instrukcji” a służby kontroli ruchu lotniczego nie były w stanie skutecznie dowiedzieć się od załogi więcej informacji z powodu ich ograniczonych umiejętności językowych.
Z ciekawostek, w 2007 roku, tylko 15 z 800 pilotów PLL Lot miało zdany egzamin z lotniczego języka angielskiego wg ICAO, gdyż to PLL Lot wystąpił do ULC o przesunięcie terminu wdrożenia wymogów językowych w życie o kilka lat.
Dzisiaj PLL Lot oraz inni operatorzy w Polsce wymagają od swoich pilotów minimum level 4, ale trend światowy jest taki, że poziom 4 już nie zawsze wystarcza. Często linie lotnicze z racji swojej wielokulturowej i wielonarodowej załogi, wprowadzają język angielski jako wspólny język operatora. Tym samym wszelka dokumentacja firmowa i wymiana korespondencji odbywa się w języku angielskim.
Wielu operatorów zagranicznych idzie o krok dalej i wymaga od swoich pilotów Poziomu 5.
Bardzo duży gracz na rynku lotnictwa biznesowego, VistaJet, ma podstawowe wymaganie dla lotnika, aby ten posiadał poziom 6.
Język angielski, jaki widać, współczesnemu awiatorowi nie jest po to żeby miał wpis w licencji, ale po to żeby mógł bezpiecznie i komfortowo latać, w co raz bardziej zagęszczonej i wymagającej przestrzeni. Wszelkie dodatkowe informacje lotnicze oraz masa książek lotniczych jest w języku angielskim.
Wszystko to sprowadza mnie do kontrowersyjnego, przynajmniej dla nas w szkole angielski-icao.pl, tytułu tego artykułu.
Lotnik w XXI wieku musi zrozumieć, że język jest tak samo ważny jak jego umiejętność zrobienia podejścia Raw Data wg VOR na jednym silniku.
W dzisiejszych czasach jak nigdy dotąd, standardowa frazeologia lotnicza oraz umiejętność swobodnego wypowiadania się na tematy związane, ale też te nie związane bezpośrednio z lotnictwem, pozwoli nam cieszyć się naszą wspólną pasją bezpiecznie.
Uczmy się angielskiego i nie idźmy go tylko zdać tam gdzie najłatwiej. Zdajmy bo umiemy, a umiemy bo to część naszego hobby czy też pracy.